Na imię mi Ania, a jeżeli chcecie dowiedzieć się o mnie więcej, spójrz w lewo :p
Ten blog poświęcony jest mojemu "opowiadaniu", z którego, jeśli się przyjmie, chcę książkę. Tak więc co około tydzień będę wrzucać tutaj kolejny rozdział, a jeśli ma być jakaś zmiana typu: "rozdział się spóźni", poinformuję Was o tym.
Na razie, na próbę i początek, daję do przeczytania tzw. prolog.
Miłego czytania, pozdrawiam ciepło (dzisiaj u mnie śnieg :/ ) :)
Prolog
N
|
igdy nie spodziewałam się, że tak
szybko pożegnam się z tym światem. Miałam wielkie plany odnośnie swojej przyszłości.
Chciałam zostać psychologiem dziecięcym, mieć dom, kochającego męża, dwoje
dzieci… A teraz czuję pustkę; wiem, że czas marzeń się skończył. Że ja się
kończę. Tutaj chyba nawet dr House[1] by
nie pomógł.
Siedząc obok
strumyka, wpatruję się w swoje odbicie. Płomiennorude, długie, gęste i proste
włosy okalają bladą jak kreda twarz, nadając jej wyrazu. Karmelowe tęczówki,
oryginalne, nie wyrażają niczego – są puste i nijakie, ale głębokie. Zasłaniam
je powiekami i uspokajam oddech.
Po karku
przechodzi gorący dreszcz. Skóra na ciele zaczyna mrowić, uszy przedłużają się
i zmieniają kształt. Ściągam z siebie czarną, jedwabną pelerynę, pod którą nie
mam już nic i siadam na trawie, na kolanach. Paznokcie przedłużają się i staja
się grubsze, a palce skracają. Zero bólu.
Otwieram oczy
i patrzę na swoje odbicie raz jeszcze.
Płomiennoruda sierść
lekko faluje na wietrze, oczy nadal są bez wyrazu, tylko teraz wydaja się
bardziej… dzikie. Długie uszy zakończone czarnymi pasemkami drgają co chwila,
nasłuchując kogoś, kto byłby na tyle głupi, by wejść do ciemnego lasu, przejść
przez niego i dotrzeć na zieloną polanę przy strumyczku, o której nikt – poza
mną i Nim – nie wie. Zanurzam delikatnie łapę w wodzie, nie chcąc zniszczyć
idealnego lustra powstałego na tafli.
Nagle słyszę
kroki. Właściwie krok, stąpnięcie po mchu, który – na nieszczęście przybysza
niechcącego zdradzić swojego położenia – posypany jest igłami świerku i liśćmi
dębu. Wyczuwam również zapach. Znajomy, pociągający. Ten zapach, który tak
bardzo chciałam mieć przy sobie, którym zaciągałam się każdego dnia, którego
tak bardzo mi brakowało, gdy jego właściciela nie było przy mnie. Który działa
na mnie jak narkotyk na narkomana i którego
tym razem muszę się strzec. Muszę się powstrzymać. Nie może zamącić mi w głowie
– już dość długo to robił.
Odwracam się i widzę, jak do mnie
podchodzi. Cofam się, mocząc tylną łapę w wodzie. Wyciąga do mnie rękę – jest
na odległości około czterech metrów. Warczę cicho, spoglądając mu w oczy. Wiem,
że niczego z nich nie wyczyta, nie boję się tego. Boję się, że mi przeszkodzi.
Że będzie starał się mnie uratować. Nie chcę tego. Taka jest kolej rzeczy –
jedni umierają, inni tylko istnieją albo żyją. Śmierć dla niektórych jest
spokojna, jest wolnością. Beztroską.
Odejdź.
- Nie zostawię cię.
On nie może nic zrobić.
To moje życie.
- Nasze.
Patrzę mu w oczy.
Nic nie może zrobić.
To moja sprawa.
Szykuję się do skoku.
Dlaczego tu jeszcze nie ma komentarzy?
OdpowiedzUsuńProlog tajemniczy, ale trochę wprowadzający w fabułę czyli taki jaki prolog powinie być.
Zaciekawiło mnie to bardzo. Bohaterka zamieniająca się w jakieś zwierzę (wilka?). Czekam na następne rozdziały, bo teraz nie wiem nic :D
Weny życzę ;)